środa, 5 czerwca 2013

Chińskie jedzenie

   Korzystając z tego, że Sara musi uzupełnić nasz raport na przedsiębiorczość, który ja wcześniej napisałam, mam chwilę przerwy i pomyślałam oczywiście o skrobnięciu jakiegoś posta. A, że jestem głodna to może tym razem, jakże by inaczej o chińskim, jedzeniu ;) Oj, to będzie długi post. Sorry. Za bardzo kocham jeść, żeby był krótki.
    Jest to coś, za czym chyba najbardziej tęsknię. Sprawa wygląda tak - nasze europejskie kubki smakowe są totalnie do kitu. Przyzwyczailiśmy się do jedzenia bez smaku, niezdrowego, ciężkiego i jemy je od zawsze i dlatego uważamy, że jest dobre. Nic bardziej mylnego. I dlatego kiedy pojechałam do Chin moje kubki na początku mówiły "Hola! hola! To jest obrzydliwe!", ale już po dwóch dniach jadłam już wszystko i chciałam WIĘCEJ.
   Żeby było śmieszniej to już pierwszego dnia pobytu totalnie niechcący zjadłam pierogi z mięsem psa. Były ze mną dwie dziewczyny mówiące płynnie po chińsku i żadna nie zauważyła wielkiego napisu nad stoiskiem. Dopiero w akademiku, kiedy przeglądałyśmy zdjęcia z Martą, ta odkryła co zrobiłyśmy. Ale okej. Było dobre.


   Tego samego dnia wieczorem poszłyśmy ze znajomymi Marty na prawdziwą, jakże słynną, kaczkę po pekińsku. I co? I psińco. Znowu wyszło na to, że te najsłynniejsze atrakcje turystyczne nie są takie fajne. Oczywiście, kaczka nie jest podawana tak jak nam się wydaje. Mięso jest dokładnie odcinane od kości i krojone na bardzo cienkie plasterki. Do tego ciche kelnerki na które trzeba bardzo krzyczeć "Fuuujen!!" podają okrągłe naleśniczki, podłużne kawałki ogórka i gęsty sos sojowy. Trzeba wziąć naleśniczek, położyć na nim plasterek kaczki, kilka kawałków ogórka, zrobić z tego kebaba, zamoczyć go w sosie sojowym i zjeść. A wszystko pałeczkami. Prościzna ;)
   I szczerze - właściwie zakochałam się we wszystkim co było na naszym ogromnym stole OPRÓCZ kaczki po pekińsku. Fajne było to, że Panie Fuuujen zapytały nas czy chcemy kości z naszej kaczki czy zrobić z nich rosół na wynos. Jasna sprawa, że wybrałyśmy to drugie.


   Następne fajne miejsce w Chinach to restauracje gdzie w lodówkach chłodzą się najróżniejsze rzeczy - od krabowych kulek po dziwne warzywka. Zabawa tkwi w wybieraniu samemu składników i tworzeniu swojej własnej zupy. Do tego można zamówić sos z orzeszków ziemnych i maczać w nim składniki przed spożyciem.


   Kolejna ciekawa rzecz to to, że Chińczycy większość jedzenia spożywają na ciepło. I tak na śniadanie - rosół z kaczki. Na początku nie byłam przekonana, bo come on! na śniadanie tylko kanapki z pysznej bułeczki! ale Marta znowu mnie przekonała i tak o 8 rano zjadłam rosół. I znowu wyszło na to, że Ci Chińczycy mają rację. Po takim ciepłym posiłku czułam się potem cały dzień po prostu świetnie :)

   I muszę też wspomnieć o mojej Marcie, która gotowała cały czas nam pyszne obiadki. Tęsknię za zupą z kwiatem lotosu. To jest takie okrągłe, białe, z dziurkami.


Poniżej tradycyjna polska pomidorowa w wersji lekkowschodniej ;) 


   Takich smakołyków jak rozgwiazdy czy skorpiony prawdziwi Chińczycy nie jadają. To również przedstawienie dla turystów na jednej z najbardziej turystycznych ulic Pekinu.



   Gdy jesteś młodym zabieganym Chińczykiem możesz wpaść na śniadanie do chińskiego fast food'u, który zupełnie wygląda jak McDonald's tylko z chińskimi potrawami. W porannym menu - dziwne duże pałeczki smażone w taki sam sposób jak frytki z sosem sojowym i do tego ciepłe mleko sojowe.


   A to jest coś co mnie zwaliło z nóg - HOT POT. Tak jak na zdjęciu - gotujesz sobie sam bulion w wybranym smaku i wrzucasz do niego składniki na dosłownie kilka sekund i zjadasz ze smakiem. Rany, jakie to było dobre.


   Kolejna ciekawa rzecz to przekąska, którą można kupić na każdej ulicy - owoce maczane w jakiejś bardzo, bardzo słodkiej masie. Jak dla mnie za słodkie. Według Chińczyków, kobiety powinny jeść te czerwone małe kulki wtedy kiedy mają okres. Po co? Nie mam zielonego pojęcia.


Języki kaczki na przystawkę?


    W Chinach bardzo popularne są pierożki. Istnieją dwa rodzaje - gotowane w wodzie i na parze. Na poniższym zdjęciu, na jednym z talerzyków, leżą takie z wody. Bardzo dobre. Ale wolę nasze - polskie ;)


A na koniec, dla wytrwałych, prawdziwa chińska herbatka, którą można parzyć kilkanaście razy :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz