...
Dość szybko się ściemniło. A jak było ciemno to od razu wszystkim przypomniała się zorza. Marta - PółSami powiedziała, że najlepsza pora na jej obserwację jest pomiędzy 22 a 23. Paulina, główna Zorzomaniaczka, sprawdzała prognozę co 5 minut i około 18.30 zarządziła zbiorowe wybiegnięcie na zewnątrz bo strona z prognozą powiedziała, że może coś będzie widać. I co? I było!
Na początku wyglądała jak długa biała chmura, która często zmieniła swój kształt. Po kilku minutach biała chmura zrobiła się zielona.
Mogliśmy cieszyć się nią tylko jakieś 20 minut. Potem przyszły chmury i seans dobiegł końca a my udaliśmy się na grilla w północnym klimacie.
Po grillu musiałyśmy chwilę odpocząć (jedzenie było baaardzo dobre i zjadłyśmy go DUŻO). A odpocząć musiałyśmy ponieważ czekała na nas kolejna atrakcja - sauna! Fajne było to, że członkowie naszej grupy sami musieli sobie rozpalić ogień w specjalnym saunowym kominku i potem o niego dbać. Po całym dniu emocji i zabawy na śniegu, chilling w takim przyjemnie gorącym miejscu był po prostu idealny. Część z nas odważyła się również na przeprowadzenie północnego eksperymentu czyli hardcorowy mix siedzenia w saunie ze sporadycznym tarzaniem się w śniegu. Oprócz tego, że stopy szybko krzyczały, że chcą wrócić do tego cieplejszego miejsca, zabawa w śniegu była super ;)
Po saunie zaczęliśmy się wszyscy zbierać do spania. Trzy odważne (nienormalne) osoby z grupy postanowiły spędzić noc w igloo. Rano nam opowiedzieli, że było ekstra, ale mieli problem z tym, że temperatura była powyżej zera i kawałki igloo zaczęły im spadać na głowy.
Kolejny dzień był dniem aktywności na świeżym powietrzu. Do wyboru mieliśmy wiele atrakcji:
1. Icefishing - oczywiście nic nie złowiliśmy, ale i tak było fajnie;
2. Narty;
3. Rakiety śnieżne;
4. Jazda na łyżwach;
5. Chilling na skórze renifera;
6. Międzynarodowa bitwa na śnieżki;
7. Międzynarodowe lepienie bałwana - było tak ciepło, że po 2 godzinach nie było po nim śladu.
Na obiad Marta przygotowała nam coś ultralapońskiego.
Tak, tak. To jest renifer. Z żurawiną i makaronem. PYCHA.
A po obiedzie niestety musieliśmy wracać. Szkoda, że te dwa dni tak błyskawicznie minęły.

moje marzenie! :)
OdpowiedzUsuń