sobota, 10 maja 2014

Petersburg - dzień 1


Źródło: visitours.pl/x.php/1,104/Sankt-Petersburg-7-dni-Ryga-i-Tallin-.html

Gdyby nie tytuł mogłabym zadać Wam pytanie, co to za miasto. Kiedy patrzę na to zdjęcie sama bym odpowiedziała "Wenecja.", ale oczywiście, nie jest to prawda. Petersburg za sprawą cara Piotra I stał się Wenecją Północy. Car pragnął, żeby w mieście w ogóle nie było mostów łączących ponad 40 wysp składających się na miasto, ale jak widać nie za bardzo mu to wyszło. I dobrze, bo stały się one jedną z charakterystyk tego miasta. Czasami trzeba uważać, żeby nie zabalować do późna w nocy na wyspie x, ponieważ można nie wrócić do miejsca swojego zamieszkania. Powodem tego jest otwieranie mostów, umożliwiające przepłynięcie statkom.
Ups. No i zaczęłam się rozpisywać o jednej z miliona rzeczy, które chciałabym umieścić w tej notce. 
Po kolei.
Już prom, którym płynęliśmy był przedsionkiem Rosji. O dziwo, ceny nas zszokowały. Restauracje były zdecydowanie najdroższe z 3 linii, z których korzystaliśmy. Naszą sytuację pogarszał fakt, że nie wolno wwozić jedzenia do Rosji, dlatego też byłyśmy skazane na makaron z 8 euro lub pizze za 12... No cóż, specjalnie dla moich niepolskich znajomych, którzy próbują coś zrozumieć z mojego bloga - YOLO.



Rejs umilił nam (oprócz w miarę taniego wina) występ, który był przedsionkiem tego, co mogliśmy zaobserwować na lądzie. Kolory, przepych, bogactwo, kicz. Rosja w pigułce. 

Po całkiem długim przekraczaniu granicy (mnie powitała ultra poważna Rosjanka, która dokładnie zbadała czy ja to rzeczywiście ja) wsiedliśmy do autokaru i powitała nas Tatiana. Tatiana to pani, mająca na oko około 35 lat i najmilsza, najsłodsza osoba jaką w życiu spotkałam. Niewinna jak dziecko. Gdy na nas patrzyła z oczu promieniowała jej szczera dobroć. Poskutkowało to tym, że totalnie każdy słuchał jej jak zaczarowany. I dobrze, bo mówiła bardzo ciekawe rzeczy. Głównie o carze Piotrze I, który stworzył to miasto. Według niej, car podróżował przez wiele miesięcy, by dowiedzieć się jak buduje się mosty, ulice, budynki. Głównym jego celem była jednak rekrutacja specjalistów, którzy pomogliby mu zbudować to, co dzisiaj możemy podziwiać. Był rewolucjonistą w wielu sferach. Nawet zmienił modę. Jako pierwszy zaczął się golić, co na początku bardzo zniechęciło jego podwładnych do bycia podwładnymi, ale że car był carem szybko ich przekonał do bycia posłusznymi. 
Kilka zdjęć, które Wam pokażą, że Piotr był niesamowitym wizjonerem.













Codziennie o 12 rozlega się strzał z działa artyleryjskiego z Twierdzy Pietropawłowskiej. Tradycję tę rozpoczął oczywiście Piotr I. Najpierw strzelano rano, żeby obudzić mieszkańców i wieczorem, w czasie ceremonii opuszczania flagi. Potem zmieniono to na strzały o godz. 12, żeby ułatwiać prawidłowe ustawienie czasu w kościelnych i wojskowych zegarach. I muszę powiedzieć, że to cholerstwo jest strasznie głośne. Kolejnego dnia, gdy byliśmy w muzeum Hermitage, oddalonego ok 5km od Twierdzy Pietropawłowskiej, zostaliśmy wszyscy nieźle przestraszeni tym głośnym bum.




Aurora - statek, symbol rewolucji październikowej. 

Sobór św. Izaaka - robi konkurencję armacie i również każdego dnia bije dzwonami o 12.

Mój ulubiony budynek w Petersburgu. Mieści się w nim księgarnia i kawiarnia. Absolutnie przepiękna, stoi przy głównej ulicy miasta - Newskim Prospekcie. Nasz hostel był tuż obok - najlepsza miejscówka ever! ;)

Sobór Kazańskiej Ikony Matki Bożej w Petersburgu. Na przeciwko mojej ulubionej księgarni. Ostatniego dnia, tuż przed wyjazdem, kiedy dziewczyny piły kawę, ja wślizgnęłam się do środka i miałam okazję podejrzeć jak wygląda prawosławna liturgia. Piękna ceremonia!



Sobór Smolny


Cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego. Absolutnie przepiękna - zarówno zewnątrz jak i wewnątrz. Rzadko wychodzę z kościołów zachwycona. Te, które wyglądają imponująco zewnątrz, często są bardzo takie sobie w środku. Tutaj było zupełnie inaczej. Jeśli ktoś z Was będzie w Petersburgu polecam z całego serca wydanie ok 20 zł na wejście. W środku jest cudnie!







W Petersburgu, tak jak w innych turystycznych miastach, spotkałam wielu artystów ulicznych. Dzięki nim, to miejsce wydawało się jeszcze bardziej magiczne.





Zamówienie jedzenia dla moich koleżanek z innych państw było nie lada kłopotem. Dzięki Małej Oldze, która uczyła się trochę rosyjskiego w gimnazjum, byłyśmy w stanie coś zrozumieć. No cóż, szczęśliwie już nie jesteśmy tym pokoleniem, które rozumie cyrylicę.
 I dlatego jeden raz mnie też pokonał rosyjski. Chciałam zamówić pyszny naleśnik w rosyjskim fast foodzie, a dostałam... kaszę gryczaną. 


BTW Teremok, bo tak się nazywa ten fast food, jest świetny. Za 15zł można zjeść obiad składający się ze zdrowej zupy, zdrowego naleśnika, zdrowego deseru i zdrowej herbatki. Zdrowy fast food. Rosyjski oksymoron.


Wieczorem wybraliśmy się na wieczorny objazd po Petersburgu limuzyną. 
Muzyka.
Tanie, dobre, rosyjskie wino.
Przystanki w najpiękniejszych punktach miasta.
Super ludzie.
Było świetnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz